Archiwum marzec 2004


mar 14 2004 na niby
Komentarze: 9

lubie ta zabawe, gre ktora toczymy ze soba, naprawde nie mam ochoty na jakies glebsze uczucia, chce zyc chwila dzisiejsza i nie myslec co bedzie jutro, czy nadal bedziemy razem, czy bedziemy sie smiali....to nie ma dla mnie wiekszego znaczenia w tej chwili... powiedzialam sobie, zadnych glebszych uczuc, zadnych wyznan, po prostu zabawa... tak wlasnie wybralam i tak chce i g... mnie obchodzi, ze niektorzy nie potrafia tego zrozumiec, ze uwazaja moj stosunek to tej calej 'milosci' za smieszny, lub powiedzialabym nawet prostacki. wiem, ze to nie jest milosc, jestem tego swiadoma, ale nie mam sily i jakos specjanie ochoty, zeby narazie to zmieniac, zeby bylo inaczej. tak jest latwiej, bezpieczniej, on nie moze mnie skrzywdzic, bo niby jak? odejdzie- co z tego? trudno. tak jest mi latwiej, nie mowie, ze lepiej, bo czesto z zazdroscia spogladam na ludzi ktorzy sa ze soba juz dlugo i naprawde cos do siebie czuja... ja nawet nie wyobrazam sobie, zeby bylo miedzy nami inaczej, zeby uczucia byly prawdziwe a nie udawane...

montgomery : :
mar 04 2004 On-
Komentarze: 4

-jest osoba, ktora podswiadomie poprawia mi humor...przy Nim zapominam o wszystkim dookola...zawsze widze Go jakby w spowolnionym tempie....przelotne spotkania...spojrzenia...usmiechy....i sposob w jaki jego oczy zaglebiaja sie we mnie, tak bezkresnie...nie jestem w stanie wyrazic tego co czuje gdy jest blisko, niepochamowana radosc? niewyobrazalne szczescie? nie mam na to slow :) i do tego wszystkiego ta emanujaca dziecieca niewinnosc... przechodzac obok mnie, witajac sie ze mna, w minimalnym stopniu Jego zachowanie zmienia sie, stara mi sie zaimponowac, pokazac z lepszej strony, prostuje sie, lekko uniesiona glowa...niby wciaz On, lecz ulepszony, heh :P wlasnie dzieki tym chwilom wierze wciaz ze zycie ma jakis sens, ze warto pchac to wszystko do przodu, ze nawet po najgorszym dniu, wstaje nowy dzien, ktory moze byc najcudowniejszym dniem naszego zycia.

montgomery : :
mar 02 2004 On...
Komentarze: 0

...lubie gdy na mnie patrzy....tak ukradkiem....gdy napotykajac moj wzrok, zawstydzony, oczami bladzi gdzies w okolicach zeszytu, rumieni sie...odwraca glowe, by po chwili znow na mnie spojrzec...z ta sama ciekawoscia, ten sam blysk niebieskich teczowek, to samo zmieszanie, starch przed konfrontacja....i znow spuszczony wzrok....dziecieca niesmialosc....poddenerwowany podwija rekaw koszuli, odchyla sie do tylu, przesuwa dlonia po zlocistych wlosach...patrzy w lewo, w prawo, bawi sie dlugopisem...podnos wzrok i patrzy prosto na mnie, lewy kacik jego bezblednych ust unosi sie nieznacznie, ten sam gest, zeszyt, zmieszanie....usmiecha sie do siebie...sprawia wrazenie takiego niewinnego, czystego, jakby nigdy nie spotkala go zadne zlo, jest jak biala kartka papieru, nie spalmiona wina, cierpieniem i jest tak blisko mnie, i czeka... 

 

 

montgomery : :